Stary Log

Wersja polska:

11 Maja, 2009. Key West. Florida.
Wereda wlasnie ukonczyla swoj 9-dniowy Rejs przez Zatoke Meksykanska, z Seabrook, Tx do Key West. z jedno-nocnym postojem w Galveston, Tx. Janusz Szozda, moj rodak i kolega z pracy plynal ze mna przez ten odcinek i po dotarciu do Key West musial wsiadac w powrotny samolot do Houston aby wrocic na czas do pracy. Przeprowadzilem Werede do pobliskiej Stock Island gdzie bylo nieco taniej oraz mialem dostep do mechanika Volvo.

Niedziela, 17 maja, 2009, 1530 EST),
Na drugi dzien po opuszczeniu Key West, zaczalem
zapisywac krótkie raporty do dziennika komentujace przezycia
lub mysli dnia i wysylac je  e-mailem satelitarnym do rodziny i
przyjaciól. Ponizej nieco uporzadkowana wersja tycha e-maili:

Po Opuszczeniu Keys:
W poniedzialek, 18 maja - mialem doskonala jazde z pradem Zatokowym i zrobilem niezly postep. Ale majac zbyt duzo z tym uciechy, natychmiast zostalem ukarany potezna burza, niedlugo po zmianie kursu w  kierunku na Santaren. Pogoda z Miami podawala wiatry do 60 mph (na szczescie ja mialem mniejsze), duze fale, deszcz zacinajacy do bolu i blyskawice, tez bolesne (uderzenie w rekach). Uspokoilo sie po 4 godzinach tylko aby znow nasilic sie przez wiekszosc wtorkowego ranka. Wtorkowa noc byla spokojna.
Dzisiaj, sroda, korzystajac z tej ciszy, wymienilem turbine pompy wodnej w silniku oraz termostat. Wzialem kapiel, wypralem niektore rzeczy, oraz zjadlem calego, pysznego, zimnego papaya z sokiem wycisnietym z limonki.
Tyle zrobione, a tu jest dopiero 1030 EST (10:30 rano czasu Eastern). Wiec staram sie czas ciszy wykorzystac by przyjzec sie temu systemowi satelitarnemu do e-maili. Jezeli otrzymasz ten email to mozesz potwierdzic, odpowiadajac  (nie dolaczajac mojego postu – ja place za kazdy bit) lub e-mail do mojego sat-fonu:  881 ....... @Msg.iridium.com. Ten jest ograniczony do 160 znaków i bez zalacznikow.
.
Czwartek,  21 maja.
Kanal Starobahamski – Old Bahama Channel
Poniewaz nie otrzymalem zadnych potwierdzen, wiec spróbuje ponownie. Wczesniej, pozwólcie mi powiedziec, ze dzien wczorajszy czyli sroda, byl calkiem interesujacy.
Popoludnie rozpoczelo sie przyjemna bryza wiec rozwinalem wszystkie zagle do pelnych aby jednak  zrefowac je do minimum w kilka godzin pózniej. Szybkosc wg GPS mielismy solidne 7.4kn i okazjonalnie 8 +. (przy predkosci kadlubowej 7.1 wezlow!) Mielismy wiec takze pomocny prad.
Wyslane 3 pozycje SPOTa do tych na liscie powinny pomoc ocenic
pokonywane odleglosci. Zaraz po zmroku, na niebie pojawily sie
blyskawice i to w takim nasileniu ze prawie nie robilo sie ciemno, nawet na kilka sekund. Trwalo to przez kilka godzin lacznie z towarzyszacym bardzo silnym wiatrem i stroma, „kwadratowa” fala. Po dwukrotnym zerwaniu sie ogniwka bezpieczenstwa w Windpilocie zatrzymalem yacht w pozycji sztormowej (hove to) aby uniknac dalszych mozliwych awarii.
Teraz jest godzina 0900, piatek rano, jestesmy znowu w ciszy.
Mam nadzieje ze to nie bedzie sie powtarzalo bo innaczej, bede zmuszony uzywac kataryny (Old Cranky) ze wzgledu na fakt, ze waskie przejscie kanalu nie oferuje wiele miejsca na dryfowanie.
.
Niedziela, 5 / 24 / 2009
Great Bahama Banks (Wielkie Plycizny Bahamskie)
Mysle ze w koncu oderwalem sie od OBC (Old Bahama Channel), gdzie zegluga byla jednak bardzo ciekawym doswiadczeniem.
Duzy ruch statkow, raz cisze raz sztormy ale wiatry sa zawsze w nos. System rozgraniczenia ruchu istnieje tutaj a ruch przy wybrzezu Kuby porusza sie na poludnie, i ja razem z nim, uparcie halsujac. W pewnym momencie, w srodku nocy, jakby w desperacji, decyduje sie przekroczyc kanal w poprzek – (majac na uwadze gesty ruch, bylo to dosc odwazne) i dokonac pierwszego kontaktu z Great Bahama Banks.
Interesujacy fakt ze glebokosc zmienia sie tu gwaltownie z ok 2000 stop do 25.
Druga strona juz nigdy nie zobaczyla mnie z bliska. Ale zegluga na
plyciznach Bahamskich moze okazac sie trudna i jestem swiadom duzych notatek na mapie ostrzegajacych przed licznymi rafami.
Mimo wszystko, pogoda tutaj taka sama: rano – cisza a po poludniu lub wieczorem sztormy. Ubieglej nocy, mimo ze gleboko zrefowany, galopowalem Wereda jak dzikim mustangiem. Nie maialem pojecia ze moja staruszka jeszcze ma w sobie tyle werwy. Zabawa sie nieco zmniejszyla, gdy dostalem wiadomosc ze moj SPOT przestal wysylac moje ranne i wieczorne pozycje powodujac tym zaniepokojenie wsrod rodziny i przyjaciol.
Dziekuje wszystkim tym, którzy wyslali mi notki do mojego sat-fonu. 
Do nastepnego razu. 22.18N 76.44W
.
Opusciwszy Bahama Banks (na razie)
Wyslane Data: 5/25/2009 5:51: 12p
Jednak nadal wiele mil pozostaje do Winward Passage. W rzeczywistosci to okolo 170 w prostej linii, na dzien dzisiejszy, poniedzialek, czasu 1830 EST. Z  kazdym dniem jestesmi jednak blizej. 3 godziny temu zauwazylem jacht zaglowy okolo 2 mil po mojej lewej burcie i rozmawialismy na VHF. Oni (Riding Cloud) wracali z Puerto Rico na Floryde. Szczesliwcy, majac wiatr z tylu.
Tak czy inaczej - wyglada na to ze najlepszy plan to  wysylac  e-maila to do mojego sat-fonu 811 ... @ msg.iridium.com zamiast do........ @
Gmn-usa.com. Z dwoch powodów: nie place za przychodzace teksty oraz nie musze uruchamiac mojego laptopa i placic za czas antenowy w celu pobrania poczty. Jesli wiadomosc jest dluzsza niz 160 liter, mozna wyslac 2 lub 3, w razie potrzeby. GMN e-mail bede przede wszystkim uzywac do odpowiedzi na pytania od Was, oraz do pobierania meteorologicznych biuletynow. Pozwoli to zaoszczedzic mi sporo czasu antenowego. Dziekuje za komentarze i odpowiedzi. Please keep them coming – jest tutaj raczej samotno. Dostalem milego e-maila od jednej bardzo zaniepokojonej osoby i ciepelko rozgrzalo mi serce. Mam nadzieje, ze dostawszy sie na Morze Karaibskie, wiatry beda bardziej regularne (trades lub innaczej passaty) i moj progres sie poprawi. Ale teraz kozystam z okresow ciszy, aby plynac wprost (rhumbline) do Windward Passage, na silniku, a we wszystkie inne pogody – to jak sie
tylko uda by zblizac sie do celu.
Mam nadzieje ze SPOT wkrótce rozpocznie transmisje moich pozycji.
21.37N, 76.22W
.
Czwartek, 28 maja 2009 6:45 AM
Refuj  wczesnie, refuj czesto ....
Jak wspomnialem wczesniej, zycie miedzy Bahama Banks i NE wybrzezami Kuby (przezwalem ten odcinek the MAW, gdyz wykazywal wiele zlosliwych i nieprzyjemnych cech) szybko stawalo sie pewnego rodzaju bólem w tylku.
Obraz pogody, który sie wylonil byl: bezwietrznie w godzinach rannych, przyjemna bryza z NE okolo poludnia, lekkie (lub wcale) wiatry w godzinach popoludniowych i burze / nawalnice wieczorami i noca. W zwiazku z tym, podczas ciszy plynalem przy pomocy motoru lub bralem prysznic albo wrecz nadrabialem braki snu. Okolo poludnia bryza czesto z ENE pozwalala mi plynac SE. Natomiast pod wieczor rozpoczynala sie stala rozrywka anonsowana przez brak wiatru. Zagle nie wypelnione, z poteznym
halasem przerzucaly sie z jednej burty na druga gdy fala kolysala
lodzia. Prawie zawsze feeria swiatel na niebie az zapierala dech.
Wydawalo sie ze blyskawice nie gasna nawet na moment.
Po tym wstepie taniec rozpoczynal sie w momencie gdy pierwszy podmuch wiatru wypelnial zagle.
Przez nastepne póltorej godziny albo i dwie wiatry wieja tak mocno, ze trudno je oszacowac. Czasem dawalo sie je wykorzystac by zblizac sie do celu: Windward Pass. Jednak czesciej trzeba bylo stawiac jacht w pozycji sztormowania (heave to) aby nie ryzykowac zniszczenia sprzetu. Ja zwykle  mam grota z 2-gim refem, i powierzchnie foka zmniejszona do 60% jego rozmiaru. Trickiem jest aby zawsze miec te refy zalozone przed burza i
stad tytul tego odcinka.
Jak juz wspomnialem, coraz czesciej wykorzystywalem okresy ciszy aby pokonywac dystans przy pomocy motoru. Widzac, ze rzeczywiscie mialem szanse na ucieczke z jej szponow, Maw widocznie zmienil taktyke rowniez.
Wiec teraz okresy ciszy nie sa calkiem spokojne za to urozmaicone
stroma, krotka fala (chop) dla uatrakcyjnienia podrozy. Sruba kawituje gdy fale te zderzajac sie z kadlubem jachtu zamieniaja sie w spieniona mase babli i sruba nie ma w co sie wgryzc.
Ale robie postepy, choc powoli. Bylem nawet przekonany, ze moglem osiagnac Windward Passage wczesniej gdybym parl bez wypoczynku. Zdecydowalem jednak obrac bardziej relaksowa taktyke.  Nawet przyrzadzilem sobie smacznego, zimnego drinka rumowego z nektarem z guawy i z limonka. Próbowalem powstrzymywac sie aby przedwczesnie nie gratulowac sobie doskonalej taktyki przeciwko Maw. Cóz, tego wieczoru
rozrywka rozpoczete punktualnie, ze mna w roli glownej jako ofiara rzucona zywiolom.
Wkrótce zrozumialem, ze to nie ten sam kaliber burzy jak poprzednich nocy, wiec zamiast starac sie plynac jak zwykle, tym razem postawilem lodz w pozycje sztormowania. Ku mojemu rozczarowaniu lodz nie zachowywala sie tak jak zwykle powinna. Zamiast lagodnie dryfowac, robila dzikie piruety gnana krazacymi spiralnie w dol zimnymi wiatrami. 
Gdy dotarlo do mnie co sie dzieje, zaczalem blagac  moce aby nic sie nie urwalo czy zlamalo gdyz inaczej i Wereda i ja bedziemy „toast”. Po pewnym czasie burza stracila moc i staralem sie zlapac oddech gdy zauwazylem, ze nastepna zbliza sie szybko od strony wybrzezy Kuby.
Choc zmeczony i mokry, zmusilem sie do natychmiastowego zalozenia 3- ciego refu i zmniejszenia foka do 40%. Bylem pewny, ze Maw mnie tym razem dostanie, ale on zblizyl sie, przyjzal mi sie uwaznie i zdecydowal sie nie tracic na mnie czasu widzac, ze bylem przygotowany. Burza sie rozeszla a ja nareszcie  moglem odpoczac.
Od tej pory moim motto bedzie: Refuj wczesnie, refuj czesto i refuj
gleboko.
.
Z Maw na Karaiby.

Nie chcac czekac by zobaczyc co jeszcze Maw moze przygotowywac dla mnie, wlaczylem moj Old Cranky i ruszylismy przed switem w dalsza droge. W koncu zaczalem sie domyslac ze chyba mam przeciek powietrza gdzies na linii ssania paliwa a nie zapchany filtr. Wiec gdy silnik zaczal sie dlawic, zamiast go wylaczyc i wymieniac filtr paliwa, sprobowalem najpierw odpowietrzania wtryskiwaczy. Voila! Old Cranky sie rozruszal i
poplynelismy dalej. Odtad nie czekam juz na objawy dlawienia i dolozylem odpowietrzanie wtryskiwaczy do codziennej rutyny gdy silnik byl w uzyciu. Jescze podczas pobytu na Stock Island, Key West, u mechanika Volvo kupilem specjalny klucz do tego celu. Standardowy jest zbyt dlugi. Dobrze przewidziane?
Mam juz ponad 60 godzin pracy silnika za mna, co w duzym stopniu nadwyrezylo moje zapasy diesla. Wiec choc z zadowoleniem „pyrkalem” na silniku umykajac ze szponów Maw, ogarnial mnie coraz wiekszy niepokoj czy wystarczy mi paliwa by sie stad wyrwac. Bez silnika moje mozliwosci manewru byly by bardzo ograniczone. Nie chcialbym tu pozostawac dluzej.
O nie! Dokladniejsze obliczenia wykazaly, ze mialem jednak szanse, jesli bede wiecej pracowal zaglami. Ponadto rozwazalem kontakt z Guarda Frontera Cubana ale nie zebralem sie na odwage.
Równiez, Matthew Town na Big Inagua Island (Bahamy) w podobnej odleglosci (40 mil) po mojej lewej co i od wybrzezy Kuby po prawej, ale nie moglem znalezc zadnego potwierdzenia w locji o obecnosci tam paliwa. Zreszta, gdy Wereda dotarla do Windward Passage, wiatr zdechl. Bylo bardzo ciemno. Latarnia morska na wschodnim krancu Kuby potwierdzala nasza pozycje. Paskudne falowanie i spory prad utrudnialy prowadzenie
lodzi i utrzymanie kursu. Ponadto, nie bylismy jedynymi uzytkownikami tego fragmentu, ale zdecydowanie jednymi z najmniejszych. W pewnej chwili swiatlo latarni zniknelo. Sprawdzanie na mapie nie potrafilo wyjasnic przyczyny.  Przez cala godzine nie bylo widac latarni. Ciekawe czy to moze wielki statek w poblizu zaslanial swiatla? Czy poprostu dosc czesta w tych stronach awaria pradu?
Zegluga stala sie znacznie latwiejsza gdy swiatlo latarni znowu
zablyslo, choc juz bardziej z tylu. (Sprawdzajac locje pózniej, znalazlem wzmianke ze plynac na pólnoc, latarnia jest zaslaniana przez uksztaltowanie wybrzeza. Udajac sie na poludnie nie zwracalem uwagi na informacje dotyczace kierunku przeciwnego).
Wczesny ranek zastal Werede po poludniowej stronie  Kuby. Puste,
skaliste i wysokie brzegi. Nie dalej niz 60 mil na zachód lezy
amerykanskie Guantanamo, i ja rozmyslalem nad tym czy udac sie tam by zebrac o paliwo. W tym momencie mialem nie wiecej niz 14 galonów ropy. Doplyniecie tam na silniku (brak wiatru) zabralo by gdzies 2/3 tej ilosci, a prawdopodobienstwo ze odmowia bylo bardzo duze. By oplynac SW rog Hispanioli trzeba pokonac 90 mil. Zadecydowalem ze bede plynal na poludnie na silniku przez najblizsze 2 lub 3 godziny lub do czasu pojawienia sie wiatru. Obecnie teraz mam przyjemny, boczny wiatr. - prawie ze zapomnialem jak to wyglada, po prawie 2 tygodniach ciaglego plyniecia na wiatr. Tak wiec z Trzecim (Windpilot) u steru
nadrabiam zaleglosci w e-mailach, higienie i miejmy nadzieje, spaniu.
19.34N, 74.08W
.
Doskonaly Pan Ziemniak.
Ten akwen natychmiast po przejsciu Windward Passage jest technicznie czescia Morza Karaibskiego, ale w rzeczywistosci on ma swoisty nastrój i klimat. Jest otoczony przez duzy masyw Kuby od pólnocnego-zachodu, szczypcami Hispanioli z pólnocno-wschodniej, wschodniej i poludniowo-wschodniej strony oraz Jamajki od  zachodniej.. Wiec nie ma tu na razie Pasatow (Trades), i  Wereda wolno porusza sie na poludnie w delikatnym wietrze
wschodnim.
Ostatniej nocy, podchodzac do Windward Passage, zostalismy potraktowani imponujacym widokiem. Wereda po raz pierwszy zobaczyla Southern Cross – Krzyz Poludnia. Byl ogromny i jasny na bezksiezycowym niebie. Doslownie jakby wisial nad horyzontem, zachowujac prawidlowe, pionowe polozenie, z ramionami rozstawionymi jak gdyby witajac. W rzeczywistosci, to i ja widze go po raz pierwszy. To dziwne, z uwagi na fakt, ze juz wielokrotnie bywalem pólkuli poludniowej. Wracajac do chwili obecnej, spokojna pogoda przynosi zastanowienie czy by nie wyjac sprzetu wedkarskiego.
Ale do natychmiastowej konsumpcji mialem cos innego na mysli. Ziemniaki. Otoz na nasz pierwszy odcinek z Houston na Floryde, Janusz Sz. zakupil dwa 5-funtowe worki ziemniaków. Zrobilismy Garnek kilka razy i ja co najmniej ze dwa po opuszczeniu Key West. Caly pelen worek nadal byl nienaruszony a zawartosc zaczynala juz kielkowac. W celu zbezpieczenia ich przed zgniciem, ugotowalem je wszystkie i przechowywalem w lodówce
uzupelniajac nimi moje posilki. Dzis, w twórczym nastroju, przygotowalem sobie „gourmet food”. Na patelni, z kopiasta iloscia masla podsmazylem plastry ziemniakow o grubosci okolo 3/4 cala. Dodalem soli i pieprzu.
Przybrazowione, przewrocilem i dodalem czosnku i sera twardego.
To byla uczta! Przeszukujac wczesniej lodówke, wylowilem ostatnie 3 butelki super zimnego piwa Becks. To uczynilo mojego Doskonalego Pana Ziemniaka jeszcze bardziej doskonalym.
19.21N, 74.14W
.
Fiday, 5-29. 2009
Gdzie w koncu sa te Karaiby?
Cóz, wyglada na to ze juz drugi dzien z rzedu jestesmy unieruchomieni z powodu ciszy w tym przedsionku do Karaibow.
Tak wiec nic wartego odnotowania dotychczas nie nastapilo.
Hey – czytajac moje poprzednie e-maile zwrocilem uwage na spora ilosc bledow. Wiekrza niz zwykle przypisuje sobie. Wydaje sie wiec ze to kolysanie lodzi powoduje ze uderzam niewlasciwe klawisze, czesto po prostu te sasiednie.
Wiec gdzie w koncu sa te Karaiby z ich stalymi wiatrami (Trades)? Tylko krótkie 40 mil  stad na poludnie. Ale nie zamierzam jeszcze uzywac mojego Old Cranky.
18.12N 74.21W
.
Wreszcie mamy Trades.
Mialem nadzieje ze troche wiatru moze przyjdzie jak to mialo miejsce wczoraj przed poludniem, ale dzis do poludnia cisza, spokój i goraco. Sprawdzilem moje najnowsze biuletyny meteorologiczne i przewidywali wiecej tego samego w najblizszych dniach. Postanowilem wiec jednak uruchomic moj Old Cranky, (Stary Kaprysniak) i 0230 w sobote, na oparach
dotarlem do poludniowej strony przyladka Dame Marie. Wciaz nie ma wiatru i nie mozna isc dalej. Jesli SPOT juz pracuje, albo po prostu uzyjcie google maps, aby spojzec na okolice. Zapoznajcie sie z niektorymi nazwami Haitanczycy nadaja tym miejscom. Po prostu wrecz koszmarne! Wiem, ze wiele ofiar i poswiecen itd bylo w ich historii. Ale na Boga, nalezy chyba nieco w koncu odpuscic. Nie mozna ufac nawet niewinne brzmiacej nazwie Ile Vache. Ja jestem pewien, ze nie byla to zwykla krowa imieniem ktorej nazwano wyspe pózniej. Any way. Daje mi ciarki
tylko myslac o tym (Heebie-Jeebies).
Tak wiec, ucialem sobie mala drzemke ale o 0600 halas na gorze
zawiadomil mnie ze pasaty nareszcie nadeszly. Od tego czasu jestesmy na ich lasce, idac na poludniowy wschód. Wiec najpierw wypuscilem zagle na pelne, ale po 4 godzinach i nawaleniu Trzeciego (Windpilot) klade spowrotem 3-go refa na grotcie. Czyni to bardziej przyjemna jazde, lecz nie dalo sie plynac tak ostro na wiatr jak przedtem. Trzeci, z sobie tylko znanego powodu, zdecydowal rozpasc sie na kawalki w miejscu gdzie byl podlaczony do kola sterowego. Wszystkie male srubki i inne drobne czesci spadly na podloge kokpitu. Natychmiast musialem zlapac jakiekolwiek szmaty i rzucic sie do zatykania otworow odplywowych kokpitu. Wiadomo, wszystko, zwlaszcza te niezastapione rzeczy, natychmiast kieruja sie ku otworom odplywu i znikaja w otchlani. Dwie godziny pózniej Trzeci jest jak nowy i jestesmy znow w drodze ale cofnieci niestety o 4 mile ktore stracilismy dryfujac  na pólnoc. Ciesze sie, ze przeciwnie do wszelkich praw, nie stalo sie to w srodku nocy.
Sprawdzajac moj dziennik okazuje sie ze Wereda pokryla 1336 mil morskich w prostej linii od wyjscia z Clear Lake. Okolo 400 mil pozostaje do najblizszego celu czyli Aruby. Moze to zajac 4 dni lub 10.  To  nie ma dla mnie znaczenia. Delfiny dotrzymuja mi towarzystwa od wczoraj, ale wciaz nie widac Syren. Kto wie, kto to jest Dr. J.V.?
Tyle na dzis,
17.49N 74.21W
.
Prosba
Wiekszosc osób, i ja wsród nich, zostawiaja oryginalna wiadomosc w odpowiedzi na e-mail. Ale to nie jest dobry zwyczaj gdy chodzi o satelitarna e-mal. Automatyczna przestroga na koniec moich emaili sprawia, ze ludzie pisza do mnie jedno lub dwa krótkie zdania po czym nastepuje dlugi tekst ode mnie za ktorego wyslanie juz raz zaplacilem. Wiec prosze nie wysylac do mnie tego co ja juz raz wyslalem. Nie ma problemu abym odbieral dluzsze e-maile pod warunkiem ze to nie powtorka tego co ja raz juz napisalem.
Na te krótkie e-maile prosze uzywac 881 ....... @Msg.iridium.com. Te przychodza do mnie bez oplaty, jak SMSy i nawet nie musze otwierac mojego laptopa (ktory zuzywa energie akumulatora).
Wspólpraca wasza w tym wzgledzie jest bardzo doceniana.
Gdzies na Karaibach.
.
W polowie drogi przaz Karaiby.
Mój glówny powód wyplyniecia z Seabrook tak szybko jak to zrobilem bylo aby uciec na czas z drogi huraganom przed rozpoczeciem sezonu. Moze niektorzy pamietaja, ze powiedzialem, ze chce byc ponizej 15-go równoleznika  na 1-go czerwca. Cóz, jesli zalicze jeszcze 11 mil na poludnie przed koncem dnia, bede twierdzic, ze udalo mi sie.
I to dobrze bo Leszek Gorski napisal mi, ze  juz  mamy pierwszy nazwany sztorm na Atlantyku, na szczescie daleko.
Technicznie, jesli byc zgodnym z wymogami zakladu ubezpieczen, powinno sie byc ponizej 12-tego stopnia. To tam, gdzie wlasnie zmierzamy.
Wiec 1 czerwca  znajduje Werede w polowie drogi przez Karaiby. Nastepny postoj planowany jest na Arubie.
Mam dosc dobre wiatry, ale równikowy prad znosi nas na zachod, wiec trzeba bedzie halsowac w pewnym momencie. Odleglosc w prostej linii do Aruby jest ok. 250 mil od mojej obecnej pozycji, ale w rzeczywistosci trzeba bedzie prawdopodobnie nadlozyc jeszcze co najmniej polowe tego. Dodatkowo, krotka fala lokalna nakladajaca sie na dluga ktora jest ciagle obecna powoduje znaczna degradacje komfortu zeglugi.
Od czasu do czasu jestesmy tez zalewani przez okazyjna wiekrza fale wiec nie jest niestety zbyt sucho.
Tak wiec kazdy dostaje znowu pozycje ze SPOTa, to swietnie. Wyglada na to, ze to urzadzonko nie bardzo lubilo miejsca w ktorym go kladlem gdy mialo namierzac moja pozycje. Tez kaprysne malenstwo!
Kilka (krótkich) odpowiedzi wyslanych przez niektorych z Was do mojego sat-fonu w odpowiedzi na ostatnie moje e-maile pomaglo mi sledzic to co aktualnie dociera do Was. Dzieki. Program poczty ktory musze uzywac jest nieco dziwny, i daje mi mylace informacje o stanie wyslanych e-maili.
Andrzej S. potwierdzajac otrzymanie mych ostatnich dwoch, wybawil mnie od wysylania tychze ponownie, oszczedzajac mi kosztow za minute.
Dziekuje. BTW - Andrzej, gratuluje polowu kinga, linga, i mahi. Czy tesciowie brali tez w tym udzial?
Wiec prosze nie skapcie mi wiesci od Was. Gordon - Jestes bardzo twórczy w wymyslaniu skrótow, ale lepiej mozna wysylac 2 lub trzy lub wiecej SMSow  po 160 liter kazdy.
Dziekuje za komplementy co do moich posilkow. Wczoraj i dzisiaj mialem danie z indyjskim curry. Ugotowalem tez tone ryzu, co oznacza, ze przez kilka dni, bede jadl ryz tak jak jadlem ziemniaki wczesniej.
To jest tyle na dzisiaj.
15.10.3N 73.23.5W
.
Dalej w Karaiby.
Wpis do dziennika o godzinie 2052 EST (7:52PM czasu Houston) 1 czerwca 2009: Pozycja 14.59.8N, 73.21.6W. Wiec przekroczylismy 15 stopien szerokosci chociaz musialem zatrzymac lodz na pare godzin aby zrobic kilka napraw. Przeciek przez poklad przy mocowaniu lewej wanty tylnej powiekrza sie stale, a takze Trzeci (Windpilot) obecnie wyposazony w mocniejsze ogniwko bezpieczenstwa (3 / 16 nylon) zerwal uchwyt ze stali nierdzewnej mocujacy zestaw bloczków zwrotnych. Przeszukawszy torby z roznymi czesciami i sprzetem, znalazlem wlasciwy uchwyt, i po wywierceniu  kilku otworow moglem zalozyc wyprobowane tie-wrap. Wkrotce bylismy spowrotem na kursie.
Nastepna noc byla halasliwa, hustajaca i mokra. Halasliwa, gdy co
poniektora fala wali w dziob Weredy z boku powodujac obrot jachtu do wiatru i rozpaczliwe protesty lopoczacego foka.
W pewnym momencie widze ogromny statek, chyba turystyczny, który minal nas wydawalo by sie ze w poblizu. Oswietlony jak choinka ale wygladal nietypowo. Mówie wielki, bo mnie az wystraszyl gdy spojrzalem na zewnatrz i zobaczylem go nie dalej niz 3 mile od mojej prawej burty choc AIS podal ze odleglosc do niego byla 7,9 mili.  Takze dziwna nazwa jak na statk turystyczny: "Clear Leader". Moze ktos sprobuje wyszukac go w
rejestrze statków Lloyds’a.
(Okazuje sie ze to najnowsza Superplatforma plywajaca, doniosl mi
pózniej Wojtek).
Mój plan byl aby plynac obecnym kursem az nastapi zmiana wiatru na bardziej poludniowy abym mogl zmienic kurs bardziej na wschód ustawiajacy mnie lepiej na Arube. Niestety mój satelitarny serwis przewidywal jedynie zwiekszenie predkosci wiatrow do 25 wezlów. Zredukowalem zagle i podroz wydawala sie przyjemniejsza, ale po niedlugim czasie dostalismy przykra niespodzianke w postaci „dziada” ktory przewalil sie ponad pokladem wypelniajac kokpit woda morska.
Ustaly SMSy na moim sat-fonie wiec tez nie bardzo jest jak odpowiadac. Komunikacja poprzez e-mail zostanie odczytana dopiero po wyslaniu niniejszego i pobraniu nowych od was wraz z serwisami pogodowym. Wiec jesli jakies zostaly wyslane, to na odpowiedz poczekac trzeba do jutra.
13.46.4N, 72.46.8W
.
.
Piatek, 5-ty czerwca. Wdrapujac sie spowrotem ...

poprzez wiatr i fale. Od przybycia w srode do wybrzezy Ameryki
Poludniowej, a dokladniej, wybrzeza  Kolumbii przy Guajira Peninsula (SPOT wyslany stamtad), halsowawalem raz na pólnoc raz na poludnie probujac poczynic jakis postep na wschód. W polowie drogi z Haiti, wiatr przesunal sie z NE na SE,  i dodatkowo  równikowy prad, spowodowaly ze zdryfowalem na zachód o okolo 130 mil od mojej destynacji. Po calych 2 dniach pózniej tylko o 35 mil blizej celu. Sprobuje wplynac do Golfo de Venezuela, ale bede musial nabrac bezpiecznej odleglosci od nawietrznego brzegu polwyspu Guajira.
Najwazniejsza sprawa to stan morza. Rozmowa na VHF z Polskim statkiem handlowym „Pomorze” wyjasnila, ze wedlug wszystkich ich instrumentow jest dobre 7 (w skali Beauforta) i bedzie tak przez jakis czas. Fale wala sie do kokpitu, woda wdziera sie przez kazda, najmniejsza nawet szczeline i wewnatrz jest wilgotno i lepko. Wszystkie moje ksiazki sa mokre.
Ostatniej nocy, musialem wyciagac  kotwice CQR, która wyskoczyla z rolek zrywajac mocujace ja linki i obijala burte. Wyjscie na dziob w tych warunkach bylo szczegolna przyjemnoscia. A mamy jeszcze tego przed soba co najmniej ze 3 dni.
13.09.8N, 71.29.2W
.
W Golfo de Venezuela, Niedziela, 7 czerwca.

Wreszcie mala zmiana kierunku wiatru pozwolila mi na wejscie w Golfo. Nie bez walki jednak. Piatkowa noc byla naprawde paskudna. Na dobitke do niewspólpracujacych wiatrów, musze stanac kilka razy (heave to) aby dokonac napraw awaryjnych. Po pierwsze, musialem meczyc sie z CQR ponownie, a nastepnie dwukrotnie urywala sie linka kontrolna rolfoka. Z 60% refu fok robil sie nagle w pelnym wymiarze. Lódz przechylalo gwaltownie zanurzajac prawa burte we wodzie i rozpedzajac Werede do 6+
wezlow. Linki tej nie wymienisz nie zrzucajac i nie zdejmujac calego foka. Wiec po dluzszym zastanowieniu zamontowalem na szynie ponadwymiarowy bloczek majac nadzieje, ze jesli uda sie zwiazac pekniete linki, wezel sie przecisnie. Wszystko dzialalo doskonale, moge  zrefowac foka, ale tylko w malym stopniu. Dokowanie w porcie bedzie interesujace. Niestety, nie zauwazylem ze linka trze o gorna krawedz bebna rolfoka. Po krotkim czasie pekla i musialem powtarzac operaje od nowa z tym ze musze
znalezc sposób na utrzymanie linki z dala od krawedzi. Posluzyl do tego dodatkowy otwieralny blok ktory pozwolil na odciagniecie linki od krawedzi bebna.  Ale moja zdolnosc do refowania ucierpiala jeszcze wiecej. Wysoka fala i ciemna noc wcale nie ulatwialy pracy na dziobie. Mam nadzieje, ze sie uda przetrwac do nastepnego portu. 
Za te wszystkie usterki nie nalezy winic Weredy. Ona jest dzielnym
statkiem i chroni  mnie przed niebezpieczenstwami. Te awarie to glownie wina jej szypra, ktory nie zrobil na czas wszystkiego co mozliwe, aby uniknac takich problemów. Czuje, ze ktos powinien zwolac posiedzenie sledcze Kongresu. Z powodu tych przerw, stracilismy kilka z trudem zdobytych mil na wschód. Okolo 5-ciu. Mój postep na wschód mierzony jest w 1/2 do 1 mile na godzine i to byly trudne do odrobienia straty. Ale, jak powiedzialem na poczatku, dzis rano bylem juz w Golfo. Mimo krotkiej i stromej fali  oraz silnego wiatru, komfort plyniecia ulegl znacznej poprawie jak tez i mój kurs na wschód. Zostalo jeszcze okolo 20 mil do Aruby w linii prostej. Mozemy tam byc juz jutro, jesli wszystko pójdzie
dobrze.
12.13.6N, 70.17.6W
.
Wreszcie na miejscu.
Niedziela wieczor, 7 czerwca.
Ku mojemu zdziwieniu, Wereda i ja dotarlismy do Aruby jeszcze dzis wieczorem. Bylo juz pozno, okolo 2300 i wladze portowe na Arubie przyjely mój plan zakotwiczenia sie za cyplem Manshebu na noc i wejscia do portu rano celem przejscia odprawy celno-wizowej.
Kotwiczenie i kotwiczenie, lodka pedzi na prawie calym foku.
Znalezienie miejsca wg GPS rzecza latwa. Na pewno? A co gdy patrzac dookola masz uczucie ze cos nie tak. Czy moge zaufac temu gadzecikowi?... Wszystko co widzisz to miliony swiatel na ladzie, ale ze wzgledu na fakt ze nie postrzega sie glebi, jest to po prostu bardzo mylace.
Jak wspomnialem wczesniej, nie moge zrolowac foka. Tak szybko wiec jak tylko rzucilem kotwice, musialem go natychmiast sciagnac zanim wiatr nie porwal go na strzepy. Niewazne. Jestem na miejscu, okolo mili od plazy. Myje twarz z soli, wypijam ostatniego Becks’a i otworzylem laptopa.
Jutro, pierwsza rzecza, sprawdzic poziom oleju w Old Cranky, wziac kapiel i ogolic sie i wywiesic zólta flage Q i wplynac do portu w Oranjestad.
12.34 N, 70.03.8W (Aruba)
.
Unieruchomiony na kotwicy.
Poniedzialek i wtorek,  8 i 9 czerwca
Hej, kto mówi, ze zycie jest latwiejsze gdy przejdziesz na emeryture? Po przeczytaniu mojego ostatniego wpisu ktos móglby przyjac ze to juz koniec klopotow. Cóz, pomysl jeszcze raz. Rano (poniedzialek) umylem sie, posprzatalem itd, a o 10-tej skontaktowalem sie z wladzami portowymi Aruby  po instrukcje. Dowiedzielem sie ze bede mogl wplynac dopiero po 16-tej. Ze wzgledu na to ze zajeci byli odprawa wielkiego samochodowca. Ale dopiero o 1700 samochodowiec opuscil port. O wplynieciu do Barcadera, o ok. 6 mil dalej nie bylo mowy ze wzledu na minimalna ilosc paliwa pozostala w zbiornikach. W miedzy czasie robilem przygotowania do podniesienia kotwicy. Okazalo sie ze to nie bedzie latwe. Kotwiczna lina nie dawala sie nawijac na beben windy. Ciagniecie rekami przy 20-25 mph wietrze bylo prawie niemozliwe. Przypuszczalem, ze bedac w „cieniu” wyspy bede chroniony przed wiatrami i falami. Nie tutaj. Wlaczylem wiec silnik, aby pomógl mi isc do wiatru, ale lódka zawsze zdazyla odpasc zanim dobiegalem do dziobu aby wybrac luz liny.
Musialem takze byc bardzo ostrozny z uwagi na mozliwosc zaplatania liny kotwicy w srube. Po godzinie tej zabawy bez zadnych postepów, silnik przestal dzialac. Paliwo sie wyczerpalo.
Zglosilem ta sytuacje do wladz Portu z zapytaniem, czy jest mozliwosc dostarczenia mi paliwa. Oni powiedzieli ze cos sprobuja zrobic i tuz przed zmierzchem pojawila sie lodz SARF (Search & Rescue) wraz z lodzia policyjna. Nie przywiezli jednak paliwa i zaczeli przygotowania do wziecia mnie na hol. Poczatkowo nie protestowalem, ale gdy po paru probach malo nie doszlo do kolizji  powiedzialem im, ze dopóki nikt nie jest zagubiony, nikt nie musi byc ratowany to niech ja lepiej poczekam
tu na paliwo i bede mogl wplynac do portu o wlasnych silach.
Zrozumieli i dali mi spokoj. Kapitanat zaproponowal, ze jesli udalo by mi sie doplynac baczkiem do plazy, to tam bedzie mozna pod obstawa celnika podjechac do stacji benzynowej. Nie podobal mi sie ten pomysl, poniewaz nie mialem jeszcze szansy wypróbowac swojego pontonu ani silnika. Przy takim wietrze, jesli  silnik nawali,  w godzine znajde sie ze 20 mil na otwartym morzu i kto mnie znajdzie?.
Spedzilem reszte wieczoru wyciagajac line kotwiczna wykorzystujac niemal regularne poluzowania gdy statek zmienial kierunek wahania . Dotarlem w koncu do lancucha i moge teraz uzyc winde kotwiczna. Musze jednak czekac az do rana (wtorek). O 0200 w nocy mialem wizyte Coast Guard i dyskutowalismy moja sytuacje. Oni byli bardzo mili i rozumiejacy. Rano, na wszelki wypadek, zaczalem przygotowywac baczka ale po niedlugim
czasie zdalem sobie sprawe, ze nie bede tego robic, i koniec. Polaczylem sie na VHF z Coast Guard, z pytaniem, czy cos jest robione aby ostarczyc mi paliwo. Powiedzieli mi ze za pól godziny przyplynie lodz CG. I rzeczywiscie, ale powiedzieli ze maja inne zadanie i wroca za godzine z paliwem. Tak uczynili. W czasie gdy przelewalem diesla do zbiornika zostalem zapytany, czy moga przeprowadzic inspekcje lodzi. Wiadomo, ze nie moglem odmówic. Po zatankowaniu, wyjasnilem ze moze zajac mi pare
godzin odpowietrzenie linii paliwa i wtryskiwaczy.  Wiec odplyneli
zegnani moimi podziekowaniami.
Minely kolejne 4 godziny pracy nad silnikiem bo po uruchomieniu go okazalo sie ze nie wyplywa woda chlodzaca. Wytropilem zablokowanie w linii pochodzace od urwanego elementu turbinki pompy. Ponownie odpowietrzylem system i Old Cranky wrocil do zycia.
A teraz, wyciagajac kotwice przypatrzylem sie zniszczeniom ktorych w ciagu nocy dokonal lancuch. Przepilowal gumowy walek, powyginal ¼ cala gruba obudowe ze stali i zrobil ogólny balagan. W koncu zabezpieczylem kotwice i udalismy sie do portu, o czym poinformowalem Kapitanat i poprosilem o asyste przy odbieraniu lin. Urzednicy celni i imigracyjni czekali juz na mnie przu nadbrzezu i faktycznie pomagali przy dokowaniu.
Wszystko poszlo gladko, musialem tylko wrócic do lodzi, aby sporzadzic liste broni palnej, kusz, rakietnic i amunicji ktore musza byc zdane na przechowanie w urzedzie do momentu mojego wyjazdu.
Bylo juz po 2000 i bylem wyczerpany. Przygotowywalem sie aby spedzic noc w porcie, z reszta za zgoda Kapitanatu. Okolo 2100 godziny podjechal samochod i straznik portowy mówi mi, ze mam natychmiast odplynac bo nie moge tu zostac na noc. Gdy odmowil mi rozmowy z przelozonym, powiedzialem mu kategorycznie ze sie nie ruszam stad. Jest tam zbyt niebezpieczne aby po ciemku wyplywac, a ja nie chce, aby zagrozenie mojego zycia bylo na jego sumieniu. W koncu powiedzial mi, abym z pewnoscia odplynal przed 0600 rano. Wiec podziekowalem. On sprawdzil o 7-ej rano pod koniec swojej zmiany i zobaczyl, ze robilem przygotowania
do odbicia. 15 minut pózniej ukazal sie straznik dziennej zmiany i
powiedzial: „dzien dobry, i ile czasu zamierza pan tu pozostac?”. I badz tu madry.
Odbilem i udalem sie do  Mariny Resortu Renaissance. Moze w koncu nadejdzie dlugo oczekiwany czas na relaks.
12.31.1N, 70.02.3W
.
17 czerwca. Aruba
Zycie  w Oranjestad na razie koncentruje sie wokol doprowadzenia Weredy do porzadku. Od czasu do czasu wsiadam na wahadlowiec (shuttle) i plyne na prywatna wyspe z piekna plaza ktora nalezy do Renaissance Resort. Daje mi to tak upragniony R&R. (relaks i odpoczynek) Przywrócilem juz do porzadku i uleprzylem sytem rolek kotwicznych, ale nadal musze znalezc sposób na zmniejszenie tarcia liny o brzegi obudowy. Dzisiaj zaatakowalem system rolfoka. Zalozylem nowa linke kontrolna, nowego foka oraz nowe szoty.  Wprowadzanie foka w szczeline krztaltownika nie jest latwa sprawa dla jednej osoby i przy ciagle wiejacym silnym wietrze. Musialem przeciagnac fal foka az do dziobu by moc powoli wciagnac foka do gory, uzywajac windy kotwicznej przez
ostatnie kilkanascie stop. Najwiekszym problemem jest  wiatr, wiec
wstalem przed switem, aby wykozystac ten nieco lagodnieszy poranny, okolo 10-15 zamiast 15-20 lub 25 wezlow. Moje jerrycans wypelnione woda znowu pomogly zabezpieczyc zagiel zanim wiatr zdazyl wywiac go za burte. Teraz, gdy wieksza czesc lodzi miala szanse wyschnac, nadszedl czas, aby naprawic te wszystkie nieszczelnosci. Aby to zrobic bede musial wyluzowac wanty, a to przy tym wietrze moze okazac sie interesujace.
Jutro przylatuje para przyjaciól z Houston (Wojtek z Dorota) i beda
tutaj przez tydzien wiec bede mial wiecej R&R, mam nadzieje. A w nastepny czwartek lece do Wenezueli aby byc na 89-tych urodzinach mojego wujka i chrzcie najnowszego przybytku w rodzine i nastepcy tronu.

Marzec   12, 2010. 16.29N, 067.31W North Caribbean  Sea..
Juz mijaja prawie 72 godziny od chwili gdy Wereda opuscila Willemstad, Curacao w drodze na Wyspy Dziewicze. Pogoda  sloneczna lecz morze jest wzburzone.
Wereda i ja spedzilismy tu ostatnie siedem miesiecy. Ale jakiz to byl pobyt! Naturalne piekno Curacao, bogactwo historyczne i roznorodnosc kulturalna sa tylko jeszcze podkreslane przez character tutejszych ludzi. To nic nowego dla tych co sledzili moje foto-felietony na stronie www.wereda.com. Rowniez nie nowym jest dla nich  fakt, iz jest tu calkiem znaczaca obecnosc Polakow.  Jest tutaj czterech polskich misjonarzy, kazdy majacy swoja parafie. Ja zaprzyjaznilem sie z ks. Janem i ks. Marianem. Odleglosci nie pozwolily mi poznac lepiej pozostalych. Utalentowana i uznana artystka rzezbiarka, p. Jolanta
Pawlak byla pierwsza  osoba z Polski ktora tu poznalem. Mieszka tu I pracuje od prawie dziesieciu lat. ( www.jolantapawlak.com )
Poznalem i zaprzyjaznilem sie z jej rodzicami, Gabriela i Zdzislawem Pawlakami i poprzez nich poznalem wiecej Polakow niz moglem przypuszczac mozliwe na tak malej wyspie. Pani doktor Grazyna Murgala, pracujaca zwariowane godziny na porodowce w szpitalu Sw. Elzbiety. Zawsze gotowa niesc pomoc potrzebujacym.  Poznalem  artyste grafika, Holendra, Jana
Toetera swietnie wladajacego polskim oraz jego zone, Olge ktora jest Polka. ( http://jantoeter.exto.org ) Jan zanim calkowicie poswiecil sie pracy artystycznej, powadzil prace nad restoracja zabytkow. Jego praca powstal kompleks muzealno-hotelowy Kura Hulanda bedacy obecnie na liscie zabytkow dziedzictwa swiatowego UNESCO. Osoba poznana niedawno jest p.
Ludmila van der  Marel, ktora rowniez mowi swietnie po polsku, poza wieloma innymi jezykami. Jest Rosjanka lecz prowadzi biznes w wielu krajach  a na Curacao  przylatuje na dwa lub trzy tygodnie krotkich wakacji polaczonych z dogladnieciem inwestycji na miejscu. Takze niedawnym odkryciem jest para polskich zeglarzy, Patrycja Dlugon i Mikolaj Westrych, w swej podrozy dookola swiata na jachcie YouYou. (www.aroundtheworld.pl). Okazuje sie ze sa tu juz od lipca ale ujawnili sie niedawno zawitawszy do galerii p.Jolanty, MARAVIA w Punda. Nie moge pominac Merlyn i Richarda, biznesmenow z Chicago ktorzy choc nie sa
Polakami ani nie mowia po polsku, to ich przyjazn z Jolanta i jej
rodzina, zasluguje na szczegolna wzmianke. Jako ciekawostka, poznalem tez mieszkajacego tu Kubanczyka Barbaro, ktory jeszcze cos niecos  mowi po polsku  pamietajac ze stadium jezykow obcych w Lodzi. Nie ma sie co dziwic ze bylem b. wruszony gdy okazalo sie, ze szykuje sie bon voyage party z okazji mego opuszczenia Curacao. Odbylo sie w ostatnia sobote. P. Gabriela zajela sie organizacja a p. Ludmila udostepnila swego przestronnego apartamentu z widokiem na Seaquarium.
Wszyscy przyniesli przekaski i napoje i bylo juz dobrze po polnocy gdy ostatni goscie sie rozeszli.  Nastepnym wzruszajacym momentem bylo kiedy wyplywajac z Willemstad, zobaczylem grupe przyjaciol stojaca na nabrzezu machajaca rekami na pozegnanie.  Wydalo mi sie wlasciwe aby wywiesic
polska bandere dla uczczenia ich oraz tej wyspy na ktora niewatpliwie bede staral sie powrocic.
No tak. To bylo nieco dlugie jak na wpis do dziennika ale i tak nie
wymienilem wszystkich ktorzy w jakims sensie wplyneli na to ze moj pobyt tu byl taki specjalny. Chocby zeglarze poznani w marinie jak Christian z jachtu Zeno, Bob z Pawke, Christine i JF z Muskade, Jost, Cecil z Duet czy Jan-Willem z Kaat, aby wymienic choc kilku.
Wracajac do dziennika, slonce juz zachodzilo we wtorek, 9-tego marca, 2010,gdy mijalem Ostpunt, najdalej na wschod wysuniety punkt Curacao. Juz stad bylo widac swiatlo latarni na Klein (Male) Curacao. Wiedzialem ze bedzie kompletnie ciemno gdy tam doplyne wiec nie zobacze tej uroczej wysepki ze znana plaza. Plynalem na silniku bo wiatr byl w nos (czy sa w ogole inne wiatry?).  Miedzy wyspami jest szeroki przesmyk lecz bardzo
niebezpieczny dla malych jednostek ze wzgledu na silne prady i fale.
Musze oplynac Klein Curacao dookola zanim zmienie kurs na pln.wschodni. Postawilem zagle lecz kurs jeszcze nie byl odpowiedni. Zabralem sie do zwijania foka i w tym momencie silnik zgasl. Wiec fok poszedl w gore spowrotem. Silnik nie zapalal. Do tej chwili rozwazalem zakotwiczenie na noc przy Klein Curacao, no ale teraz pozostalo tylko zeglowac. Zajme sie motorem w ciagu dnia. O 2230 zmienilem kurs na NNE w kierunku na
Bonaire. Przygladajac sie z daleka swiatlom Kralendijk, myslalem ze dobrze ze zostawilem Bonaire na inny raz. Obecnie bez motoru byloby trudno dokowac. W srode ok 0400 nad ranem zobaczylem wielka zaciemniona jednostke wojenna nie dalej jak 500m ode mnie z lewej burty. Za chwile odzielila sie mala lodz i swiecac po oczach reflektorem zblizyla sie do Weredy. Zidentyfikowali sie jako Coast Guard i zakomunikowali ze chca wejsc na poklad. Ustawilem Werede w dryf i trzech umundurowanych weszlo
do kokpitu. Rutynowe pytania skad, dokad, ile osob, czy mam bron itd. Po sprawdzeniu dokumentow i inspekcji jachtu podziekowali za kooperacje i odplyneli zyczac szczesliwej drogi. Swit ukazal  gory Bonaire w zaslonie chmur. Nie dlugo pozniej slonce przepalilo chmury  i jak tylko slonecznie panele doprowadzily akumulatory  do 100% zabralem sie do silnika. Nic dziwnego. Woda w separatorze/filtrze paliwa. Po usunieciu wody i powietrza z linii paliwa silnik znow wrocil do pracy. Czwartek
rozpoczal sie od odkrycia ze lodowka nie chlodzi. Wiatrak sie krecil i wydawalo sie ze wszystko bylo dobrze. Szybka inspekcja ujawnila przepalony bezpiecznik na kompresorze.
Wymiana bezpiecznika i lodowka dziala spowrotem. Lecz niektore produkty wewnatrz wygladaly mniej swiezo wiec zdecydowalem zrobic zupe fasolowa z udzialem wszystkich wazyw z lodowki. Zamiast soli uzylem wody morskiej. Swietny obiad lecz garnek nie miesci sie w lodowce. Wiec znaczy to ze bedzie fasolowa  dzis na sniadanie a takze na obiad i kolacje. Mniam, mniam.  Tak wiec jestesmy na biezaco z dziennikiem. 
Nastepny wpis w swoim czasie. (Zauwazylem ze mam problem z trzy-kolorowym swiatlem na maszcie, Chyba mocowanie poscilo). Moze to wplynac na zmiane portu na St.Thomas zamiast planowanego St. Croix. 
Sobota, Marzec 13, 2010 Ponce, Puerto Rico.  17.59N, 066.37W
Zmienilo nie na St. Thomas a okazuje sie, ze na Ponce, Puerto Rico.  Ze wzgledu na bliskosc Puerto Rico zdecydowalem zawitac do tego kraju. Tym bardziej ze po dopelnieniu tutaj formalnosci celnych nie bede musial juz tego robic na US Virgin Islands. Ponadto da mi to czas na zajecie sie swiatlami navigacyjnymi. Nie bez znaczenia jest tez ze jesli wiatry pozwola, bede mogl plynac przy brzegu na wschod kozystajac z ladowej bryzy i zagladajac po drodze do malych przystani na noc. Czyli typowe Cruising. Nieco trudnawe jest dobijanie do doku bedac w pojedynke. 
Zatrzymuje jacht przy pomoscie, liny gotowe ale trzeba super szybko wyjsc na pomost aby zdazyc zacumowac zanim wiatr ci lodke odepchnie.
W Ponce Yacht and Fishing Club, dopiero za czwartym podejsciem mi sie udalo. Nie bylo nikogo (sobota wieczor, wszyscy w barze) wiec meczylem sie sam.

Wtorek, Marzec  16, 2010. Ponce
Wczoraj, w poniedzialek, dokonalem wreszcie formalnosci wjazdowych oraz zarejestrowalem sie w marinie, tzn oplacilem moj pobyt tutaj do soboty. Drogo jak na Arubie! Taksowka udalem sie do Walmartu aby poczynic niezbedne zakupy, m.in. chip do telefonu.  Wzialem sie takze za diagnoze problemu ze swiatlami navigacyjnymi. Wyglada na to ze zamocowanie swiatla jest ok. Natomiast  moj masthead unit jest uszkodzony.
Sprawdzenie miernikiem  polaczen przewodowych, sugeruje ze sa one w porzadku.  Ale jeszcze bede chcial potwierdzic to w rozmowie z OrcaGreenMarine. Bardzo mila pani w Orca podala mi wiele szczegolow mogacych mi pomoc w diagnozie.
----------------------------------------------------------

No comments:

Post a Comment